W Pcimiu stoi pomnik Matek Oddanych Dzieciom. Wędrówka w Beskidzie Makowskim z Pcimia na Krzywicką Górę i Polanę Suchą będzie okazją do opowiedzenia pięknej historii Katarzyny Smreczyńskiej. Szlak dwukrotnie zaprowadził nas do schroniska na Kudłaczach. W drodze powrotnej byliśmy na Bani, gdzie kwiatki są dwukolorowe a w lesie są widoki...
Plan
Startujemy w Pcimiu, z dużego (darmowego!) parkingu przy pomniku Matek Oddanych Dzieciom. Wchodzimy przez Krzywicką Górę i Działek na Kudłacze. Stamtąd zejście na Polanę Suchę, wejście na Łysinę i powrót do schroniska na Kudłaczach. Zejście do Pcimia przez Banię.
Pomnik Matek Oddanych Dzieciom
Historia Katarzyny Smreczyńskiej - to jej dedykowany jest pomnik Matek Oddanych Dzieciom - jest warta opowiedzenia na samym początku. Katarzyna Smreczyńska była matką Władysława Orkana (właściwie: Franciszek Smaciarz), poety i pisarza okresu tzw. Młodej Polski.
Katarzyna Smreczyńska robiła wszystko by jej dwaj synowie odnieśli sukces. Sama niepiśmienna a jej synowie to znany pisarz i uznany etnograf. Mieszkali we wsi "na końcu świata" (Poręba Wielka u stóp Gorców), a świat dla jej synów stanął otworem. Uparła się by skończyli dobrą szkołę podstawową przy klasztorze cystersów w Szczyrzycu. Potem, gdy wszyscy dookoła oczekiwali, że synowie "zajmą się czymś pożytecznym", wysłała ich do gimnazjum do Krakowa.
Pani Katarzyna raz w miesiącu szła z Poręby do Krakowa (ok. 70km wzdłuż współczesnej "zakopianki") by dostarczyć synom żywność. Zajmowało jej to dwa dni, niewykluczone, że właśnie w Pcimiu stawała na nocleg. Nie miała plecaka, nie miała dobrych butów trekkingowych (może w ogóle butów nie miała?). Ale miała serce bijące dla synów. Gdy zmarł jej mąż, zadbała nawet o zmianę nazwiska synów - Smreczyński brzmi jakby lepiej niż Smaciarz... (Władysław Orkan to pseudonim, który pisarz przyjął w gimnazjum, gdy zajął się pisaniem niepoprawnych politycznie ulotek).
Pomnik Matek Oddanych Dzieciom w Pcimiu honoruje Katarzynę Smreczyńską, ale jest także hołdem oddanym wszystkim Matkom. Ja ten post dedykuję mojej Mamie.
Krzywicka Góra
Z parkingu przy pomniku idziemy szlakiem żółtym. To szlak (33km), który prowadzi z Makowa Podhalańskiego przez całe pasmo Koskowej Góry do Pcimia. Kończy się na górze Działek, gdzie spotyka Mały Szlak Beskidzki. Obok czerwonego MSB, niebieskiego Brzeźnica - Kacwin i żółtego szlaku Wieliczka - pod Beskidami, jest to jeden z 4 najważniejszych szlaków Beskidu Makowskiego.
Szlak prowadzi przez Krzywicką Górę (583m n.p.m.). Na podejściu znajdujemy obiekt, który na pierwszy rzut oka wygląda na skocznię narciarską. Ale eksperckie oko kolegi rozwiewa wątpliwości - jest to rozbieg do akrobacji narciarskich i/lub rowerowych (BMX). Obok "skoczni" jest coś w rodzaju wieży widokowej (sędziowskiej?). Jest jednak w takim stanie, że nie mamy odwagi nań wejść.
Na szczycie Krzywickiej Góry jest ciekawa wychodnia skalna - Wielki Kamień. Jak się nazywa, tak wygląda. Interesujące jest, że od strony północnej skała ma dość wysoką (8m), pionową ścianę. Z drugiej strony na kamień można łatwo wejść. Od szlaku żółtego do Wielkiego Kamienia dojdziemy krótkim szlakiem czarnym.
W mgle, która spowija Krzywicką Górę, Wielki Kamień wygląda nader tajemniczo. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, skała zwana jest Diablim Kamieniem. Na skale można znaleźć wyryte daty z serii "ja tu byłem" - 1867, 1892... Nie zostawiamy nowego śladu...
Kudłacze x2
Z Krzywickiej Góry przechodzimy na Działek (600m), gdzie kończy się żółty szlak. Dalej idziemy szlakiem czerwonym - jest to fragment Małego Szlaku Beskidzkiego. Idziemy nim do schroniska na Kudłaczach.
Ze schroniska schodzimy zielonym szlakiem na Polanę Suchą (miejsce obozowania partyzantów z oddziału AK "Murawa", patrz opis z wcześniejszego postu). Akurat trwają przygotowania do nocnego biegu upamiętniającego uroczyste poświęcenie sztandaru oddziału, które odbyło się w dniu 3 września 1944r.
Trasa naszej wycieczki jest tak zaprojektowana, że dwa razy przechodzimy przez Schronisko PTTK na Kudłaczach. We wrześniu polecam krem z dyni oraz zupę z kurek. Na słodko dobrą opcją są racuchy z jabłkami, ale porcja jest tak duża, że potrzebuję pomocy przy konsumpcji. Jeśli po zakończeniu wycieczki nie siadacie za kierownicą, to polecam "zastrzyk siostry Bożenki". Kupiłem sobie na wynos, a moja mała grupka delektowała się nim na miejscu.
Jesteśmy na Bani, kwiatki są dwukolorowe a w lesie są widoki...
Podkreślę, że piwo zabrałem na wynos, bo w Pcimiu czekał samochód. Mimo to byłem na Bani... przez duże "B". ;-)
Poniżej szczytu zauważyliśmy dziwny kwiatek - dwukolorowy. Pewnie pomyślicie, że na Bani to nawet kwiatki mienią się w oczach. No cóż, kwiatek nazywa się pszeniec gajowy. To niezłe ziółko - ma ssawki, przy pomocy których z innych roślin pobiera wodę i sole mineralne.
Choć Bania jest zalesiona, przy zejściu do Pcimia są punktowe widoki. Co widać na Bani? Na zdjęciu poniżej widzimy, od lewej: fragment Lubogoszcza (za drzewem), Gorce z Kudłoniem (na najdalszym planie), Kiczorę z Kamionką (centrum, bliski plan), dalej na prawo w oddali znów Gorce, tym razem fragment z Turbaczem, następnie idąc na prawo - masywny Szczebel (wydaje się najwyższy w tej panoramie) i wreszcie na prawym skraju zdjęcia - Luboń Wielki.