Ukoronowanie wyprawy Klubu Włóczykijów w Bieszczady (i Góry Sanocko-Turczańskie) nie mogło być inne. Halicz, Tarnica, Bukowe Berdo - cały długi dzień na połoninach. Bez burzy tym razem. W części pierwszej opisałem wędrówkę z Wołosatego przez Halicz na Tarnicę. W drugiej części przejdziemy od Tarnicy przez Bukowe Berdo do Pszczelin.
Plan
Plan jest prosty - choć wymaga rozstawienia samochodów w Wołosatem i Pszczelinach-Widełki. Tarnica jest w Koronie Gór Polski i Koronie Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich - nadmieniam to tylko z kronikarskiego obowiązku. Ta trasa nie potrzebuje dodatkowej motywacji.
Przełęcz GOPRowska
Część pierwsza postu "Halicz, Tarnica, Bukowe Berdo" zakończyła się zejściem z Tarnicy. Teraz udajemy się na przełęcz GOPRowską by potem wspiąć się na Bukowe Berdo.
Po drodze mamy źródło wody. Dzień upalny, przed nami jeszcze solidne podejście i sporo kilometrów. Warto postać w kolejce by uzupełnić zapasy wody.
Przełęcz GOPRowska to dość głębokie siodło pomiędzy Haliczem, Krzemieniem i Tarnicą. Nazwa pochodzi od namiotu GOPR, który był ustawiony w tym miejscu. Na przełęczy zostawiamy czerwony Główny Szlak Beskidzki i dalej wędrujemy szlakiem niebieskim. Jest to szlak łączący Wołosate i Pszczeliny, a dalej prowadzi przez Chatę Socjologów do Ustrzyk Dolnych i dalej w kierunku Przemyśla.
Bukowe Berdo
Słowo "berdo" pochodzi z języka wołoskiego i oznacza górę o stromych zboczach. Zgadza się, jest stromo. A Bukowe? Gdy będziemy schodzić do Pszczelin, znajdziemy się w bukowym lesie. Buki upodobały sobie polskie Karpaty.
Podejście prowadzi po schodach. Ich celem jest ograniczenie ruchu turystów do jednej ścieżki. Bez schodów i taśm ograniczających duża połać tego pięknego zbocza mogłaby zostać zadeptana.
Warto co jakiś czas przystanąć i obejrzeć się za siebie. W miarę podchodzenia widzimy Tarnicę co raz to inaczej. To podejście z przełęczy GOPRowskiej jest trochę zwodnicze. Bo wchodzimy na coś co z dołu wygląda na szczyt - a potem okazuje się, że jeszcze trzeba iść w górę. Ten fałszywy szczyt to miejsce pod Krzemieniem (szczyt, 1335m, jest poza szlakiem). Dopiero stąd wchodzimy na szczyt Bukowe Berdo (1311m).
Iść, ciągle iść w stronę słońca
Po wspinaczce czeka na nas nagroda. Mamy przed sobą ponad 3km niczym niezakłóconej połoniny. Wysokie trawy, bezkresne widoki (przed nami, nieco po lewej Połonina Caryńska), słońce i wiatr. Można tak iść bez końca. W mojej grupie zdania na ten temat były podzielone - większą przyjemnością byłoby pewnie poleżeć w tej trawie; dla mnie "iście" przed siebie było ekstazą. Agnieszka, idąca za mną, uchwyciła tę przyjemność na krótkim filmiku. Zostawiłem grupę w tyle i szedłem, szedłem... Zamiast opisywać, podzielę się paroma zdjęciami.
Mała rada. Dla nas to był odcinek kończący długi dzień, mieliśmy w nogach Halicz i Tarnicę, a w perspektywie konieczność dojechania do naszej miejscówki na kolację. I trochę nam brakowało czasu na "iście bez końca" / poleżenie - za co moją grupkę przepraszam. Na ten przepiękny - i zadziwiająco pusty - kawałek Bieszczadów warto przewidzieć duży zapas czasowy. I po prostu się rozkoszować tą cudowną połoniną.
All the good things come to an end...
... śpiewa Nelly Furtado. I ta fantastyczna wędrówka też dobiegła końca. Schodzimy w las - bukowy, a jakże. I już nic nie jest takie samo...
Dobiegł też końca nasz tygodniowy pobyt w Bieszczadach. Dużo chodzenia, dużo wrażeń, dużo rozmów, nawiązane lub wzmocnione relacje. I zawsze będziemy wspominać Pana Plasterkowego. O chodzi? A to już nasza tajemnica :-)
Halicz, Tarnica, Bukowe Berdo. Koniec i kropka.