Kto nie marzył o podróży do źródeł Amazonki? Trochę daleko... Latem 2020 wybrałem się, przy okazji początku Głównego Szlaku Beskidzkiego, do źródeł Sanu w Bieszczadach. Dalej w Polsce dotrzeć się nie da. Wyprawa "Źródła Sanu - Koniec Polski" to nie tylko wyprawa w miejsce odległe geograficznie. To także podróż do przeszłości, do świata, którego już nie ma. Poznamy także historię wielkiej miłości Klary i Franciszka Stroińskich.
Plan
Ścieżka do źródeł Sanu zaczyna się w punkcie Bukowiec. Powiedziałbym "wsi", "miejscowości", ale byłaby to nieprawda. Wieś kiedyś była, teraz jest tylko punkt Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Do punktu można dojechać, ale ostatnie 5km to bardzo kiepska droga szutrowa. Samochód zostawiłem więc wcześniej, na parkingu przy torfowisku Tarnawa.
Uwaga! Ścieżka do źródeł Sanu to 11,5km w jedną stronę. Razem więc 23km. Jeśli auto zostawicie tak jak ja, 5km wcześniej, to cała wyprawa wydłuża się do 33km. Jeśli to dla was za dużo, jedźcie autem do końca. 5km/h, ostrożnie, omijając dziury - przejechać się da. Rada - warto mieć koło zapasowe lub zestaw naprawczy...
Świat, którego nie już ma
Do źródeł Sanu prowadzi zielona ścieżka edukacyjna. Ścieżka jest dobrze oznaczona w terenie (biały kwadrat z zieloną przekątną). Ścieżka nie jest trudna, trochę w górę, trochę w dół. W dwie strony pokonamy ok. 650m sumy podejść. Ścieżka jest terenowa, więc warto mieć dobre buty trekkingowe. Część trasy jest też dostępna dla rowerzystów. Ale uwaga - nie dojedziecie do końca.
Pierwsze wrażenia to myśl, że udaję się do świata, którego już nie ma. Liczne tablice informują o wioskach Bukowiec, Beniowa, Sianki. Przed wojną dolina górnego Sanu była dość gęsto zaludniona. San w tym miejscu jest wąski i płytki i nie stanowi przeszkody. Łączył a nie dzielił. Życie toczyło się po obu jego stronach.
Po II Wojnie Światowej ludność ukraińska została wysiedlona a wsie spalone. Władze PRL zabroniły osadnictwa tak blisko granicy z "zaprzyjaźnionym" ZSRR. W efekcie kiedyś tętniące życiem wsie zostały powoli przejęte przez naturę. Dzisiaj nie ma po nich śladu. Zostały jedynie kamienne nagrobki na cmentarzach.
San jest na tym odcinku rzeką graniczną. Ukraina nie jest w Unii Europejskiej, więc niech was nie kusi przeskakiwanie na drugą stronę wąskiej rzeki... Jak będziecie mieli szczęście, to będzie mandat od polskich pograniczników. Ale jak spotka was patrol ukraiński, możecie skończyć składając wyjaśnienia na posterunku we Lwowie.
Grób Hrabiny
Przez długi czas właścicielami okolicznych wsi byli państwo Stroińscy. Na ścieżce znajduje się grób Klary i Franciszka Stroińskich. Grób został niedawno odnowiony. Oto ich historia, za portalem Bieszczady.land
Historia Franciszka i Klary jest opowieścią o wielkiej miłości, w której nie było miejsca na kłótnie, żale, zdrady – tak częste w dzisiejszej rzeczywistości. Ponoć, para ta zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ona – hrabina, on właściciel sporej miejscowości… Nic nie stało na przeszkodzie, by para mogła się pobrać, co też uczynili. Lwowianka bez oporów przeniosła się na włości męża, gotowa podjąć się wszelkich małżeńskich obowiązków. Złym zwiastunem dla nowego związku stała się ogromna wichura, jaka rozpętała się w dniu ślubu Stroińskich (wg innych podań w pierwszym dniu jej pobytu w nowym domu). Okazało się bowiem, że wśród zniszczeń znalazła się także cerkiew, z której zerwał się krzyż i wbił na zachodnim brzegu Sanu. Zaniepokojona Klara poprosiła męża, by w tym miejscu wybudować nową świątynię i uczynić ją wotum ich małżeńskiego szczęścia. Tak też zrobili. I rzeczywiście. Od tego czasu ich życie przypominało sielankę. Para była niezwykle lubiana przez mieszkańców Sianek, doczekała się także syna Stanisława.
Nieszczęście spadło na nich, jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Mając niespełna 40 lat, Klara niespodziewanie zachorowała. Nawet wezwany medyk, się był w stanie jej uratować. Zrozpaczony Franciszek do końca swoich dni pozostał wierny ukochanej małżonce. Na jej grobie kazał wyryć poruszającą inskrypcję o treści: „Dla tej, która uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi”. Każdego dnia, przez kolejne 26 lat swojego życia, codziennie – bez względu na pogodę, pokonywał kilka kilometrów, by odwiedzić spoczywającą w mogile – Klarę. Gdy sam zmarł, zgodne z jego wolą pochowano go obok ukochanej
Po Stroińskich nie zostało nic. Na miejscu ich dworku jest niewielki, zarośnięty pagórek. Gdyby nie tabliczka informacyjna, łatwo można go przeoczyć. To miejsce skłania do refleksji. W XIXw żyli tu państwo Stroińscy. Kochali się, może czasem sprzeczali. Zarządzali posiadłością, pilnowali prac na polach. Pewnie jeździli do Lwowa w sprawach urzędowych czy towarzysko. A 200 lat po ich śmierci nie ma nic. Nic.
Źródło Sanu
Źródła Sanu - koniec Polski. Polska ma kształt wielokąta i trudno mówić o jej 'początku' czy 'końcu'. Ale jeśli popatrzymy na mapę, na południowym wschodzie zobaczymy charakterystyczny ogonek. Jeśli Polska ma koniec, to jest on właśnie tu.
San wypływa de facto z terytorium Ukrainy. Miejsce oznaczone jako źródło i dostępne dla turystów jest na granicy. Dalej na południe nie możemy iść. Pozostaje więc fotka przy symbolicznym źródle, oznaczonym słupkiem. Na słupku jest tabliczka z napisem w języku ukraińskim. Źródło może i jest symboliczne, ale woda (wypływ jest kilkadziesiąt metrów poniżej słupka) jest jak najbardziej rzeczywista Jest cudownie zimna i rześka. Pić można, ale krok na drugą stronę byłby nielegalny.
Sianki / Сянки
W drodze powrotnej przystajemy na punkcie widokowym. W dole płynie - niewidoczny tu San - a za nim widać zabudowania wsi Сянки (Sianki, czyt. Sjanki). Zaraz, zaraz - mówiłeś, że tych wsi już nie ma?... Nie ma po stronie polskiej. Po ukraińskiej są dalej. Toczy się życie, jeździ pociąg (trasa Lwów - Użgorod). Kiedyś San łączył dwie części wsi. Dzisiaj dzieli - wieś istniejącą od wsi nieistniejącej.
Polecam wyprawę "Źródła Sanu - Koniec Polski". Warto zastanowić się nad światem, którego już nie ma.