Z pięciu dni spędzonych w Bieszczadach z kursem Przewodników Beskidzkich, najbardziej utkwił mi w pamięci ostatni. A dokładnie samotna wędrówka, już po zakończeniu zjazdu, tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady. Zapraszam na spacer do cerkwi w Łopience, rezerwatu Sine Wiry oraz do nieistniejącej wsi Завій.
Plan
Parking "Sine Wiry" przy drodze Dołżyca - Bukowiec. Darmowy. Z tego miejsca ruszamy w dwie trasy, w przeciwnych kierunkach:
Odbudowana cerkiew w Łopience (2,5km w jedną stronę)
Rezerwat "Sine Wiry" oraz nieistniejąca wieś Zawój (5,3km w jedną stronę)
Polecam obie ścieżki (łącznie 15,5km i 560m podejść), czytelnik może oczywiście wybrać jedną z nich. Większość trasy po drodze szutrowej (dostępna dla rowerzystów), tylko zejścia nad rzekę oraz podejście na wzgórze z cerkwiskiem to "górskie" ścieżki.
Łopienka
Łopienka to... nieistniejąca wieś w Bieszczadach, położona po północnej stronie pasma Łopiennika. Wieś z długą, bo sięgającą XVI wieku historią. Przed II Wojną Światową liczyła około 350 mieszkańców. W latach 1946-47, wszyscy zostali wysiedleni. Pierwsze wysiedlenie - "dobrowolne" - do Związku Radzieckiego. Drugie, przymusowe - w ramach akcji "Wisła" na tzw. polskie Ziemie Odzyskane.
Dzisiaj po wiosce pozostało miejsce wypału węgla drzewnego (czynne!) oraz cerkiew. Cerkiew ma ciekawą historię. Przed wojną była miejscem pielgrzymek, co było impulsem do zastąpienia starej, drewnianej cerkwi, nową - murowaną. Po wojnie wiernych zabrakło i budynek niszczał. Przez pewien czas był wykorzystywany jako owczarnia. W końcu i to się skończyło, gdy zawalił się dach.
W latach 80-tych Towarzystwo Opieki nad Zabytkami podjęło starania o zachowanie zabytku przed zupełnym zniszczeniem. Jak zwykle, chęci było dużo, ale funduszy mało. Dzieło odbudowy zostało ukończone dopiero 2002r. Znacznej pomocy udzielali studenci i goście z pobliskiej bazy namiotowej Łopienka (prowadzonej przez studentów Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie). Studenci pomagali wykonując część prac zabezpieczających i budowlanych.
W cerkwi nie ma tradycyjnego ikonostasu. Stoi prosty ołtarz i drewniane ławki. W rogu kościoła znajduje się natomiast ciekawa rzeźba, przedstawiająca "Chrystusa Bieszczadzkiego". Prosta figura z drewna, w tle surowe kamienie cerkwi. Rzeźba symbolizuje ludzi wygnanych z Bieszczad, którzy po latach, nielicznie, wracają do domu. Autorem jest Kamil Patora, który napisał też wiersz, później zaaranżowany w piosence "Cisza jak ta".
Siedząc na swoim pniaczku jak Bieszczadzki GazdaBłogosław tym: co przyjdą odwiedzić swe gniazdaTym: którzy przyszli tutaj do Ciebie bo chcieliI Tym, co wśród pożogi odejść stąd musieli,Tym, którzy zeszli z szlaku by prawem zwyczajuPrzyjść podziękować Tobie: za przedsionek raju.I za ptasie koncerty o porannym brzaskuI za lipcowe noce przy księżyca blasku,który wsparł się na brodzie o brzeg połoninyI gasząc resztki ognisk zlewa sen w doliny.Przyroda skryła blizny - zostały wspomnieniaInny pozostał posmak tamtego cierpieniaZnad takich samych ognisk inne pieśni płynąAż po zielone wzgórza nad Soliną.Bądź dobrym przewodnikiem po bieszczadzkich szlakachZagubionym - bądź echem w strumieniach i ptakachBądź światełkiem w ciemności jak Twój księżyc bladyTam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady
Piosenki można posłuchać pod tym linkiem na YouTube.
Sine Wiry
Słowa wiersza "gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady" będą mi później towarzyszyć, gdy po skończonym zjeździe, zamiast do auta, poszedłem do nieistniejącej wioski Zawój. Wcześniej jednak udaliśmy się do rezerwatu przyrody Sine Wiry. Rezerwat jest przepięknie położony nad Wetliną wijącą się u północnych podnóży pasma Falowej i Czereniny. Wzdłuż rzeki poprowadzona jest droga - zamknięta dla ruchu samochodowego, ale idealna dla rowerzystów i piechurów.
Wetlina tworzy w tym miejscu przełom i płynie głębokim jarem. W kilku miejscach jest możliwość zejścia z drogi do rzeki. Jednym z nich jest "łoś pijący wodę". "Łoś" to tak naprawdę lipa, która wyrosła w niemożliwym - wydawałoby się - miejscu wyrosła i jej skręcony pień wygląda jak łoś pijący wodę z Wetliny.
Jeśli "łoś" faktycznie pije wodę, to znaczy, że poziom rzeki wzrósł do 6-7m, co przed powstaniem tam na Sanie (zbiorniki Solina i Myczkowce) zwiastowało powodzie na niżej położonych terenach.
Завій
Sine Wiry były ostatnim punktem programu szkoleniowego. Na zakończenie instruktorka Agnieszka wspomniała o opuszczonej wsi Zawój, znajdującej się w górę biegu Wetliny. Grupa udała się na parking, a ja samotnie powędrowałem w drugą stronę. Tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały sady...
Wieś wita tabliczką "Wchodzisz do wsi Zawój". Ale za tabliczką nie ma wsi. Jest współczesna wiata i tablica informacyjna. Nie ma domów, nie ma stodół. Nie szczekają psy, nie pasą się krowy... I nie ma ludzi. Jest studnia, jest wzgórze na którym stała cerkiew. I są zdziczałe sady. Wchodzę do wsi, której nie ma.
Wprawne oko zauważy dzikie drzewka owocowe (Bóg nie sadzi drzew owocowych w rządkach, w bukowo-jodłowym lesie!) i wyraźnie młodszy las. Ale gdyby nie tablice informacyjne, można przez wioskę przejść nie wiedząc o jej istnieniu. I nie myśląc o jej dawnych mieszkańcach, wysiedlonych przymusowo w 1947r w ramach akcji "Wisła".
Najbardziej przejmujący widok to cerkwisko (miejsce gdzie stała cerkiew). Jest na wzgórzu, po prawej stronie drogi. Prowadzi nań stroma, wąska ścieżka. Gdyby nie tabliczka, nie zauważyłbym tej dróżki.
Na wzgórzu znajdziemy lipy, krzyż, tablicę informacyjną, kilka nagrobków i drzwi donikąd. Możemy polemizować, czy Rusinów (Łemków i Bojków) należało wysiedlić z Bieszczadów i Beskidu Niskiego (piszę tego posta w nieistniejącej wsi Lipowiec pod Jaśliskami...). Możemy strzelać argumentami o polskiej racji stanu, o "bandach UPA" (do zastanowienia się - jak władze PRL postrzegały "żołnierzy wyklętych"?...) czy Wołyniu. Ale nie zmieni to tragedii zwykłych rodzin - Вайдів, Краєвськіх, Зайчіків (Wajdów, Krajewskich, Zajczyków).
Drogi czytelniku - jeśli zawędrujesz w Beskid Niski lub Bieszczady, zajrzyj tam gdzie umilkły cerkwie i zdziczały ślady... Tam nie ma tłumów.