Złota jesień, wyżowa pogoda - ciepło, bezchmurnie i prawie bezwietrznie. Perfekcyjna widoczność. To najlepsze warunki na górskie wędrówki. W najpiękniejszy weekend w roku 2024 wybraliśmy się na szlaki Małej Fatry. Dzień drugi to Janosikowe Diery i Wielki Rozsutec.
Plan
Wyjazd w Małą Fatrę zaplanowaliśmy na połowę października. Trafiliśmy na najpiękniejszy weekend w roku. Za bazę wybraliśmy miejscowość Terchova - rodzinną wieś Janosika. Pierwszego dnia przeszliśmy pętlę ze Starej Doliny przez Południowy Gruń, Steny, Chleb, Wielki Krywań i przełęcz Bublen. Drugi dzień to Janosikowe Diery i Wielki Rozsutec.
Štefanova
Parkujemy w przysiółku Štefanova, końcu ślepej, pięknej Doliny Novej. Duży parking, płatny 7 EURO za cały dzień (skanujemy kod QR i płacimy online). Na parking dojeżdżają też autobusy z Żiliny. To doskonały punkt startu dla wycieczek w Janosikowe Diery i Wielki Rozsutec (oraz Mały) a także na Stoh i w kierunku Chaty na Gruni.
Cały przysiółek składa się prawie wyłącznie z pensjonatów, schronisk i gastronomi. Niektóre budynki to piękne drewniane wille sprzed 100 lat. Nasza trasa to najpierw Janosikowe Diery, więc z parkingu ruszamy szlakiem żółtym, w kierunku polany Podžiar.
Jeśli wychowaliście się na niezapomnianym Marku Perepeczko w roli Janosika, to muszę was rozczarować. Juraj Jánošík nie był Polakiem i nie zbójował na Podhalu. Urodził się w słowackiej wsi Terchova a jego 'kariera zbójecka' obejmowała Orawę i Liptów. Został osądzony i stracony na zamku w Liptowskim Mikulaszu.
Janosikowe Diery
Janosikove Diery (czyli Janosikowe Dziury - gdzie wg. legendy Janosik miał ukrywać zrabowane skarby) to system głębokich i krętych wąwozów rzecznych, którymi poprowadzono ciekawe ścieżki, z wykorzystaniem drabinek, łańcuchów i podestów. Woda stworzyła bardzo ciekawą rzeźbę terenu, pełną załomów, szczelin i skalnych filarów, oraz progów i wodospadów. Nie mamy tam do czynienia z ekspozycją, ale oczywiście potrzebna jest rozwaga i solidne buty. Wąwozy są cztery: Dolné diery, Horné diery, Nové diery i Tesná rizňa. Najciekawsze są Horné diery (czyli Górne Dziury) i te wybraliśmy na naszą wycieczkę. Dodatkowo, tym wąwozem wychodzimy na przełęcz między Małym i Wielkim Rozsutcem, skąd możemy kontynuować naszą pętlę na szczyt.
Jest połowa października, dzień później będzie ciepły i słoneczny, ale w wąwozach jest zimno i wilgotno. Słońce nie dociera tam prawie nigdy. Nawet latem warto zabrać kurtkę czy polar. Drabinki są metalowe i zawsze wilgotne, a więc śliskie. Po ulewach może się zdarzyć, że niektóre drabinki są wręcz WEWNĄTRZ a nie OBOK wodospadu...
Jesienią tłumów nie ma, ale też jest to miejsce na tyle popularne, że spotykamy innych turystów. W niektórych miejscach tworzą się małe zatory, ale nie mamy kolejek. Pokonujemy sprawnie kolejne przeszkody. Cała trasa jest bardzo urozmaicona. Błękit nieba widzimy dopiero pod sam koniec wąwozu, na podejściu pod przełęcz Medzirozsutce (czyli "Między Rozsutcami).
Wielki Rozsutec
Podejście
Na ciepłej i przyjemnej polanie między Małym i Wielkim Rozsutcem rozdzielamy się. Większość grupy wróci okrężną drogą na parking i tylko dwie decydują się na wejście na Wielki Rozsutec. Mam dużo obaw, bo na zejściu są łańcuchy, czego bardzo nie lubię. Ale pogoda jest wyśmienita, świeci słońce i przede wszystkim jest sucho, co ma duże znaczenie na wapiennych skałach, z których zbudowany jest szczyt Rozsutca. Przy okazji, 'Rozsutec' można przetłumaczyć jako 'Rozsypaniec'. Nazwa oczywiście bierze się z nieregularności wspomnianych wapiennych skałek.
Początek szlaku (kolor czerwony) to podejście lasem. Gdyby nie wapienne, pokruszone kamienie pod stopami, moglibyśmy pomyśleć, że jesteśmy w Beskidach a nie Małej Fatrze. Od czasu do czasu mamy polanki z widokami. To tylko przystawka do tego co zobaczymy ze szczytu.
W pewnym momencie wydaje się, że za chwilę będziemy na szczycie. Ale to tylko złudzenie. Jesteśmy na przedwierzchołku, trzeba jeszcze zejść w obniżenie, zanim rozpoczniemy właściwy atak szczytowy.
Szczyt
Na najwyższy wierzchołek (1609m n.p.m.), z krzyżem, prowadzi odnoga szlaku czerwonego. Zanim tam wejdziemy, warto zatrzymać się, odsapnąć i przede wszystkim podziwiać widoki. W połowie października, przy wyżowej, słonecznej pogodzie, jest po prostu przecudnie. To zdecydowanie najpiękniejszy weeked w roku - a jestem przecież w górach w każdą sobotę. Poniżej kilka zdjęć, zrobionych z Wielkiego Rozsutca, w kierunku wschodnim. Na pierwszym planie mamy najbliższe szczyty Małej Fatry, potem wyraźne obniżenie Pogórza Orawskiego (z Dolnym Kubinem) a za nim charakterystyczne Góry Choczańskie i oczywiście Tatry, Wysokie, Zachodnie oraz Niżne.
Na samym szczycie robi się tłoczno, ale nikt nikogo nie popędza. Ja na wąskich przejściach jestem trochę zawalidrogą... Słowacy mają do mnie cierpliwość.
Na szczycie znajdujemy sobie trochę miejsca na posiłek. Warto w tym miejscu posiedzieć i kontemplować widoki. W każdą stronę jest pięknie, ale ja oczywiście muszę uwiecznić Babią Górę (patrz pierwsze zdjęcie w tym poście). Ciekawi mnie też widok na grań, którą przeszliśmy poprzedniego dnia - wyraźnie widać jak prowadzi szlak przez Południowy Groń, Steny, Chleb po Wielki Krywań.
Zejście
Muszę się przyznać, że na szczycie nie mogłem oddać się całkowicie kontemplacji widoków... Stresowała mnie myśl o zejściu. Przypatrywałem się jak wygląda początkowy fragment i końcówka zejścia. Na kilku pionowych ścianach są łańcuchy, najlepiej schodzić twarzą do ściany. Budowa geologiczna jest tutaj ułatwieniem - skały wapienne są śliskie, ale bardzo poszarpane, pełne małych półek i przedzielone bruzdami. Jest więc mnóstwo punktów podparcia.
Pierwszy łańcuch potraktowałem niezwykle asekuracyjnie. Ale im dalej w dół, tym lepiej mi to wychodziło. Okazało się nawet, że są miejsca, gdzie łatwiej zejść żlebem obok łańcucha, po skałach. Obawy zniknęły. Mała rada dla osób, które tak jak ja mają mały dyskomfort na łańcuchach - dobrze jest odwrócić naszą trasę i wejść tak jak my schodziliśmy (z siodła Medziholie). Wtedy stromą ścianę i łańcuchy będziemy mieć na wejściu, a zejście będzie wydłużone i łagodne.
Po pokonaniu wapiennej ściany, zostaje już tylko dotarcie do polany na przełęczy. Medziholie to po słowacku 'między halami'. Pewnie kiedyś wypasano tu owce.
Ostatnia przerwa, trochę leniuchowania w ciepłych promieniach jesiennego słońca. Przed nami już tylko powrót zielonym szlakiem na parking. Piękny jesienny weekend w Małej Fatrze dobiega końca.
Janosikowe Diery i Wielki Rozsutec. Podsumowanie
Data przejścia: 20.10.2024
Dystans: 11km
Suma podejść: 1003m
Czas przejścia: ok. 6h (wliczając postoje)
Punkty GOT: 22 - szlaki łatwe wg GOT, ale ja umieściłbym go w sekcji "szlaki średnio-wymagające" ze względu na sekcje z łańcuchami na Wielkim Rozsutcu.
Najwyższy punkt: 1609m n.p.m. (Wielki Rozsutec)
Ciekawe miejsca: Štefanová - przysiółek Terchovej (parking, gastronomia, węzeł szlaków), Horné Diery (najciekawsza część Janosikowych Dier), Wielki Rozsutec (wapienne skałki, rozległy widok), Medziholie (węzeł szlaków).
Nocleg: "Penzion Luka", Terchova
Poprzedni dzień: Wielki Krywań z doliny Vratnej
Region geograficzny: Mała Fatra