Kto mnie trochę zna, będzie wiedział, że moja definicja "spaceru" niekoniecznie wpisuje się w potoczne rozumienie tego słowa. Moje dwa spacery w Trójmieście też będą niestandardowe. W części pierwszej przeszliśmy wzdłuż plaży z Gdańska Brzeźno do Gdyni Orłowo. Drugi spacer jest bardzo nietypowy, bo z Gdańska do Sopotu przeszedłem przez las, najprawdziwszym szlakiem PTTK.
Gdańsk
Idąc na tramwaj zwracam uwagę na malowidła i płaskorzeźby na frontonach mieszczańskich domów. Pewnie można by o nich niejedną historię opowiedzieć...
Z centrum Gdańska jadę tramwajem nr 10 do Brętowo PKM. Tam znajduję żółty szlak PTTK i ruszam w stronę Gdańsk Matemblewo. Pełna trasa do Sopotu przez Oliwę: Mapa Turystyczna (ok 19km).
Jestem na szlaku z prawdziwego zdarzenia. Taki, do jakich jestem przyzwyczajony w górach. Szlak jest dobrze oznaczony, nie ma kłopotu z nawigacją.
Wchodzę do lasu i ogarnia mnie cisza. Znika gwar miasta, ludzi prawie nie ma - poza paroma rowerzystami. Las i szlak. Na pewno jestem w Trójmieście?
Długimi fragmentami można zapomnieć o tym, że ciągle jesteśmy w mieście. Są jednak miejsca, gdzie szlak wychodzi na chwilę z lasu do cywilizacji. Jednym z nich jest kościół w Matemblewie. Kościół jak kościół, ale mój wzrok i aparat przyciąga ciekawa Droga Krzyżowa.
W Matemblewie zmieniam szlak żółty na niebieski, kierunek Oliwa. Po drodze pokonuję najwyższy punkt na mojej trasie - Szwedzką Groblę. Aż 147m n.p.m. Ale szlaku nie należy lekceważyć - na całej trasie mam prawie 500m sumy podejść. Czyli taki lekki górski spacer.
Gdańsk Oliwa
W Gdańsku Oliwie wychodzę z lasu i idę drogą wzdłuż Potoku Oliwskiego. Ludzie oczywiście są, ale daleko tu do miejskiego gwaru. Ot sielska osada na skraju lasu. I tu pora na rozwiązanie pierwszej zagadki - co łączy Oliwę z Chorzowem?
Kuźnia na Potoku Oliwskim
Szlak prowadzi obok kuźni. Wygląda na starą, okazuje się, że to muzeum. Nie odpuszczam takiej okazji. Jestem sam, mam cały dzień, Sopot nie ucieknie. Jestem pierwszym zwiedzającym. Pani Agata, przewodnik, jest wyraźnie zachwycona, że ma kogo oprowadzać. A gdy jeszcze zadaję jej w miarę inteligentne pytania (bo historia to moja pasja), pani jest wniebowzięta.
Pani przewodnik pokazuje koło nadsiębierne wsteczne (ha! zapamiętałem!) i mówi, że zostało wykonane w XIX wieku w Königshütte. Gdy zabiera się do tłumaczenia tej obcej nazwy, ja wchodzę w słowo i pytam czy to nie czasem:
Königshütte potem Królewska Huta potem Huta Kościuszko a obecnie ArcelorMittal Poland S.A. Oddział Huta Królewska w Chorzowie?
Bingo! Przewodniczka mocno zdziwiona. I teraz ja wcielam się w rolę gawędziarza - to huta gdzie pracował mój tata, dziadek, wujek. Huta której Wielki Piec był w samym centrum mojego rodzinnego miasta. Świat jest mały! Po takim wstępie mógłbym z kuźni nie wychodzić. Ale omawianie kolejnych urządzeń i pogmatwanej historii przerywa nam telefon z kasy - jest grupa do oprowadzenia i moje prywatne zwiedzanie dobiega końca.
To zdecydowanie najlepszy moment moich wędrówek pt. "Dwa spacery w Trójmieście"!
Katedra i Pachołek
Szlak schodzi do Gdańska Oliwy (okolice ZOO) i dopiero tutaj można odczuć że są wakacje w wielkim mieście. ZOO mnie nie interesuje, ale pobliska Katedra Oliwska owszem. A konkretnie jej słynne organy. Wchodzę w połowie koncertu. Nie wiem co gra organista, ale raczej nie jest to pieśń kościelna. Jest czad!
Przerwa na lody i wracam na szlak. Znowu las i znowu jestem prawie sam. Szlak idzie pod górę na wzgórze Pachołek. Jest tam wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę Gdańska. Krajobraz jest zdominowany przez Olivia Star - najwyższy budynek w Trójmieście (180m - czyli jest wyższy od najwyższego punktu na mojej trasie)
Mój plan zakładał przejście szlakiem niebieskim, ale jakoś znalazłem się na zielonym. Rzut oka na mapę - nie ma co wracać, to szlak równoległy, minimalnie dłuższy. I zagłębiam się w las. Aż do wyjścia w Sopocie nie spotkam już nikogo. Dla przypomnienia - jestem w Trójmieście w słoneczny dzień w środku wakacji! Szlak przechodzi obok "góry" Kościuszki. Nie wchodzę na jej 99m, bo mogę pochwalić się zdobyciem Góry Kościuszki w Australii (2228m) :-)
Sopot
Po Oliwskich atrakcjach będzie już tylko spacer przez las. Jest przyjemnie - cień, trasa z lekkimi podejściami i zejściami, bezludnie. Ścieżka jest szeroka, a las rzadki. Mój przypadkowy szlak zielony zamieniam na czarny - nim dojdę do Sopotu, na sam "Monciak".
Po drodze jest Łysa Góra. Nazwa nie kłamie - w odróżnieniu od innych wzgórz, to nie jest zalesione. Znajduję tam najprawdziwszy wyciąg orczykowy. Cool - narty z widokiem na morze!
Stąd już tylko zejście do Sopotu. Gdzieś po lewej mignęła mi biała Opera Leśna. A na moim szlaku znalazłem ciekawostkę - pomnik żołnierzy radzieckich. Pomnik jest poświęcony "Героям за освобождение Сопота". "Gierojstwa" nie kwestionuję. Uszanowania dla poległych też nie. Tylko czy aby na pewno dla mieszkańców Sopotu (który był częścią Wolnego Miasta Gdańsk) było to wyzwolenie?
Mój spacer nieuchronnie dobiega końca. Przed wejściem do miasta postanawiam zjeść obiad. I trafiam na restaurację... Harnaś obok... Morskiego Oka! I druga tytułowa zagadka rozwiązana - co łączy Sopot z górami?
Po posiłku pora na Sopot. Doznaję głębokiego szoku - z cichego lasu wpadam prosto na hałaśliwy "Monciak" (czyli ulicę Monte Cassino) w Sopocie. Gwar mnie uderza brutalnie, a tłumy irytują. W tym harmidrze odnajduję jednak coś wartego uwagi - pomnik misia Wojtka. Niedźwiedź Wojtek był... żołnierzem w szeregach armii Andersa! Wg. Wikipedii:
Wojtek (ur. 1941 w pobliżu Hamadan w Persji, zm. 2 grudnia 1963 w Edynburgu) – syryjski niedźwiedź brunatny adoptowany przez żołnierzy 22 kompanii zaopatrywania artylerii w 2 Korpusie Polskim dowodzonym przez gen. Władysława Andersa. Wojtek brał udział w bitwie o Monte Cassino. W jednostce nadano mu stopień kaprala.
Jeszcze tylko fotka Krzywego Domku, lody i kawa z Leną (jeszcze raz dzięki za VIPowskie wejście do Akwarium!) i koniec długiego dnia. Do Gdańska wracam SKM-ką.
Przy stacji kolejowej, trochę z boku, stoi pomnik Władysława Bartoszewskiego. Jego słowa to moje motto życiowe.
Moje dwa spacery w Trójmieście były niebanalne i dostarczyły mi wielu ciekawych wrażeń i spostrzeżeń. Polecam oba! Dla przypomnienia - pierwszy.
PS. Wieczorem jeszcze dodałem sobie kroków na wałęsanie się po gdańskiej Starówce.