W czwartek wieczorem odebrałem z paczkomatu czapkę techniczną z czerwonym szlakiem, wykonaną przez Old School Trail Running. Niby zwykła czapka na lato, ale dla mnie specjalna. Logo z przodu wskazuje na Główny Szlak Beskidzki. Tak się złożyło, że piątek miałem wolny - korporacyjny "day off". Czapka wymagała przetestowania na szlaku - spakowałem plecak i decyzja: do Wołosatego 500 kilometrów, ruszam na GSB. W sobotę rano pobudka o 5:30 - bez budzika, organizm sam wiedział kiedy wstać. Pewnie stęskniony za górami (tydzień temu były Tarnowskie Góry...). Śniadanie i jazda do Ustronia. 7:40 jestem pod czerwoną kropką.
Równica
Selfie przy kropce budzi wspomnienia. 11.08.2020 było zdjęcie kończące moje przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego. Teraz idę w drugą stronę. Jest pogodnie, choć chłodno. W sam raz na Wielki Czerwony. Ulice puste, szybko wychodzę z Ustronia i zaczynam wędrówkę na Równicę.
Pod szczytem, na zakręcie szlaku jest miejsce szczególne.
Miejsce, którym stoisz to ziemia święta...
... głosi napis. Ziemia nie jest tam święta, ale pomnik upamiętnia ewangelików, którzy w drugiej połowie XVII wieku musieli zbierać się na nabożeństwa w lesie. Katolickim Habsburgom, którzy wtedy władali Śląskiem Cieszyńskim, przeszkadzali protestanci.
Oby już nigdy władze w naszym kraju nie uzurpowały sobie prawa do decydowania w co i jak mają wierzyć obywatele.
Pod Równicą szlak czerwony skręca w prawo. Ale nie lubię tego fragmentu - w znacznej mierze prowadzi szosą. Zmieniam więc sobie trasę i idę zielonym/niebieskim w stronę Trzech Kopców Wiślańskich. Na przełęczy Beskidek odbiję w prawo i zejdę do Ustronia Polany. Bardzo przyjemny spacer. Turystów spotykam w liczbie 1. Jeden!
Ustroń Polana
Pod dolną stacją wyciągu krzesełkowego na Czantorię wracam na Czerwony szlak. Jakieś 20kg wejście na Czantorię było niewyobrażalnie męczące. Fakt, jest strome i dłuży się. Ale bez zbędnych kilogramów to podejście jak każde inne. Na górze jestem w 1:05h.
Przypominam sobie zejście tędy na ostatnim odcinku mojego GSB z 2020. Cierpiałem wtedy. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię schodzić w tym miejscu. Wejście zdecydowanie bardziej mi pasuje... Na szlaku spotykam dwóch wędrowców w wieku takim, że mogliby być moimi synami. Początkowo poszli ostro w górę, ale 3/4 podejściach wyprzedziłem ich idąc wolnym ale równym tempem. Taka mała satysfakcja :-)
Wielka Czantoria
Nazwa "Czantoria" wg Wikipedii oznacza "miejsce zryte przez czarty". Trochę zbyt proste to się wydaje. Sięgam zatem do... czeskiej Wikipedii, która powtarza polski źródłosłów, ale ma dwie teorie alternatywne. Jedna wiąże się z... centaurami, a druga - przeczytajcie sami:
Existuje však ještě jiná zajímavá úvaha: Název Čantoryje měl vzniknout spojením dvou výrazů, tatarského chan (latinsky čteno čan) a latinského slova toreum; když tudy ve 13. století procházeli Tataři, postavili údajně na této hoře svému chánovi stan (latinsky Chantorium)
Od górnej stacji wyciągu do szczytu Czantorii szlak jest szeroki i łagodnie idzie pod górę. Dostosowany do tych, którzy najbardziej stromy odcinek pokonali na krzesełkach. Na górze pamiątki, oscypki itp. Nie moje klimaty. Na wieżę też nie wchodzę.
Ze szczytu Czantorii szlak czerwony skręca w lewo, w kierunku Stożka. Iść dalej?... Oj, kusi... Do Wołosatego 500 kilometrów (no, stąd już trochę mniej)... Ale na dzisiaj tylko pętla z GSB w roli głównej. Robię zdjęcie tabliczki szczytowej - potrzebne do dokumentacji Korony Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich.
Przez Wielką Czantorię przebiega Główny Wododział Polski - granica między dorzeczem Wisły i Odry.
Mała Czantoria
Idę zielonym szlakiem na Małą Czantorię. Młodszą siostrę Wielkiej Czantorii? Babia Góra też ma taką "siostrę" - Małą Babią Górę. Nigdy wcześniej tędy nie szedłem. Błąd - ten szlak jest bardzo przyjemny! Na dodatek znajduję "szlak rycerski". Zaintrygował mnie, trzeba sprawdzić. Wg Wikipedii:
Z Czantorią wiąże się legenda o śpiących rycerzach i ich trzystu koniach, którzy w olbrzymiej pozłacanej komnacie we wnętrzu góry czekają, by w najtrudniejszych chwilach pomóc Śląskowi jako jego narodowe wojsko. Do tej legendy nawiązuje wytyczona po czantoryjskich stokach 20-kilometrowa Ścieżka Rycerska.
Na Małej Czantorii postój i czas na posiłek. Przy czeskiej chacie napisy, że własna konsumpcja zakazana. No to idę dalej. Pod "Kolibą u Roberta" nikt nie wygania turystów jedzących własne zapasy.
Zejście z Małej Czantorii do Ustronia prowadzi żółtym szlakiem. Najpierw przez las, trawersuje strome zbocze. Dalej już łagodną stokówką. Widoków w zasadzie nie ma, poza jednym miejscem, skąd widać dwa szczyty Beskidu Śląskiego - Skrzyczne i Klimczok.
Tuż przed końcem terenowej części szlaku (dalej przez Ustroń idziemy już asfaltem/chodnikiem), znalazłem ciekawe tablice historyczne, zatytułowane "nasza mała ojczyzna". Wbrew nazwie, tablice informują o ważnych wydarzeniach z Historii przez duże H. Ta duża Historia zawsze wpływa na małą historię lokalną. Tablice opisałem w oddzielnym artykule.
Cała trasa, 23km, zajęła mi tylko 6h. Nieźle, choć nie spieszyłem się. Przed odjazdem do domu uzupełniam kalorie w Cukierni Bajka :-)
Plan
Tak się zapędziłem w mojej wędrówce "Do Wołosatego 500 kilometrów", że zapomniałem o informacjach logistycznych. Niniejszym nadrabiam to niedopatrzenie. Parking przy stacji PKP Ustroń Zdrój. Duży, wygodny. Zapłaciłem 10zł. A trasa następująca (23km, 1257m podejść, 35pkt GOT):