Leśna autostrada na Tokarnię - czyli lekko, łatwo i przyjemnie. A na Tokarni taka pogoda, że w połowie listopada ściągamy buty i skarpetki i leniuchujemy w trawie. To popołudnie. A rankiem tego dnia weszliśmy na Kamień w Beskidzie Niskim (Kamień nad Jaśliskami). W poście oprócz jesiennych zdjęć w dobrym świetle zobaczymy jak Wielka Wojna wpłynęła na Wisłok Wielki.
Plan
Tokarnię miałem na koniec Etapu 5 mojego Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wtedy wchodziłem od Chaty w Przybyszowie i po całym dniu w upale i błocie, ta góra dała mi w kość. Pretekstem do drugiej wizyty był Diadem Gór Polski. Tym razem nie wysilałem się z projektowaniem szlaku. Wejście i zejście w najprostszy możliwy sposób - z Wisłoka Wielkiego. Co prawda z Woli Piotrowej wejście byłoby krótsze, ale tam musiałbym sporo gór objeżdżać z naszej miejscówki pod Jaśliskami.
Mamy zatem 12km i 445m podejść. W sam raz na spacer w listopadowe popołudnie.
Wielka Wojna w Wisłoku Wielkim
Wisłok wbrew nazwie wielki nie jest. Ale wojna, która tu się przetoczyła na przełomie 1914/15r. była Wielką Wojną (potem nazwaną I Wojną Światową). Wojna dotarła w te odległe rejony Beskidu Niskiego w 1914r wraz z ofensywą wojsk rosyjskich. Austriacy zaciekle się bronili, by nie dopuścić do sforsowania przez Rosjan przełęczy karpackich. Zimą 1914/15 front zatrzymał się tuż za Wisłokiem. Pełnił on wtedy rolę zaplecza dla armii rosyjskiej.
Beskid Niski był wtedy zamieszkany głównie przez Łemków. Mówili językiem podobnym do rosyjskiego, pisali swoją wersją cyrylicy, byli prawosławni - to sprawiało, że miejscowi przychylnie przyjmowali rosyjskich okupantów. Niestety dla nich, Cesarstwo Austro-Węgierskie na wiosnę 1915 podjęło kontrofensywę i wypchnęło wojska rosyjskie z Karpat (za linię Sanu). A Łemkowie ucierpieli za pomoc okazaną wrogom.
Leśna Autostrada na Tokarnię
Po lekcji historii ruszyliśmy w górę. Lasy Państwowe zbudowały sobie tutaj "autostradę" do zwózki drewna. Szeroka droga, najpierw asfalt, potem dobrze ubity tłuczeń. Nawet rondo do zawracania sobie zbudowali. Z punktu widzenia naszej wędrówki tamtego dnia - dobrze, że nie musieliśmy się przedzierać przez legendarne błota Beskidu Niskiego. Ale jeśli gospodarka (użyłbym tutaj innego określenia...) leśna dalej tak będzie prowadzona, to następne pokolenie Włóczykijów nie będzie miało gdzie chodzić...
Nieznośna lekkość bytu
Równa droga, piękna pogoda, dobre towarzystwo - słowem wędrówka lekka, łatwa i przyjemna. Za przyjemna :-) Na szczęście autostrada się skończyła i było trochę prawdziwego lasu. Z błotem, jak na Beskid Niski przystało. Tak doszliśmy to skrzyżowania z czerwonym szlakiem (Głównym Beskidzkim). Tam skręciliśmy w prawo i polną ścieżką, a czasami miedzą, dotarliśmy na szczyt.
Na szczycie jest masz telekomunikacyjny i bardzo dobre - jak na Beskid Niski - widoki. Co prawda w punkcie szczytowym jest mały zagajnik i stąd akurat nic nie widać. Wystarczy jednak przejść parę kroków dalej.
Tokarnia nie jest zalesiona, rośnie tam tylko kilka kęp drzew i krzaków. Można usiąść w trawie, zdjąć buty i kontemplować widoki. Co też ochoczo uczyniliśmy.
Takie miejsce, gdzie można zapomnieć wszystko...
...Jaka epoka, jaki wiek, jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina kończy się, a jaka zaczyna
(Edward Stachura, Wrzosowisko)
Tak mówi poeta, ale Włóczykij - przewodnik musi pamiętać jaka godzina kończy się a jaka zaczyna. Jest listopad, dzień krótki. Trzeba wracać.
Gdy docieramy do odcinka z "autostradą", zobaczyliśmy taki znak - postawiony od strony lasu i błotnistej drogi (!):