Celem kilku ostatnich wypraw Klubu Włóczykijów były Tatry, Gorce, czy Beskid Wyspowy. Jadąc ze Śląska, trasa wiedzie przez Zakopiankę. Na wysokości Rabki Zdrój widać z Zakopianki Luboń Wielki, Beskid Wyspowy. Nie jest on najwyższym szczytem żadnego pasma górskiego. Nie załapał się więc do projektu Korony Gór Polski. Natomiast przejeżdżając obok tej góry, kilka razy robiłem sobie notatkę pamięciową by "kiedyś" na Luboń Wielki (1022m) się wybrać. To "kiedyś" zmaterializowało się 30.01.2020. Przed nami piękny zimowy Luboń Wielki
Plan
Trasę zaplanowałem na warunki zimowe - 15km. Start i meta w Rabce-Zaryte. Na początek wejście na Luboń Wielki, potem wydłużone zejście przez Glisne i Rabę Wyżną. Plan prawie perfekcyjny. Ale 'prawie' robi tu dużą różnicę. O tym dalej.
Zaparkowaliśmy na obszernym parkingu poniżej sklepu Lewiatan. Cena 10zł/dzień. Jest nas pięcioro, mała ale sprawdzona grupka Włóczykijów. Przechodzimy kawałek szlaku chodnikiem wzdłuż DK28, skręcamy w górę i po chwili znika asfalt. Pora założyć raczki. Jak pokazały wcześniejsze styczniowe wyprawy - Cztery Strony Giewontu, Lackowa, Wysoka - raczki to sprzęt wielce przydatny.
Piękny zimowy Luboń Wielki
Początek jest bajkowy. Gruba warstwa śniegu na drzewach i szlaku. Na szczęście nie jesteśmy pierwsi, szlak jest przetarty. Pada świeży śnieg. Najpierw duże mokre płatki, a wyżej drobne i suche. Szlak jest prosty, nachylenie nie wielkie. Jednakże tempo wolne. Wszystko przez zdjęcia. Każde drzewo przysypane śniegiem jest unikalnie piękne.
Pozdrawiamy nielicznych turystów. Zatrzymuję się na dłużej by pogawędzić z sympatycznym "dziadkiem". Jak się okazało, pan upodobał sobie Luboń i zdobywa go prawie co tydzień. Ja jestem na etapie wyjazdów w różne góry - w ciągu ostatnich tygodni były Tatry, Beskid Niski, Pieniny, Beskid Makowski czy Beskid Wyspowy. Ale wchodzenie ciągle na tą samą górę rozumiem. W 2020 byłem cztery razy na Turbaczu.
Klimatyczne schronisko
Piękny zimowy Luboń Wielki na szczycie robi się tajemniczy. Gęsta mgła, padający śnieg. Widoków nie ma. Natomiast jest urocza zimowa sceneria i klimatyczne schronisko. W budynku głównym (o nietypowej jak na schronisko bryle) jest bufet. Potrawy i napoje na wynos. Ale ten 'wynos' oznacza pobliską 'bacówkę'. Dobry patent. Chowamy się przed zimnem w małej sali jadalnej.
Przez dłuższą chwilę salę w bacówce mieliśmy tylko dla siebie. Czas miło płynął, między innymi przy moich mufinkach z mąki... kasztanowej (chcecie przepis?). W końcu jednak wypadało zrobić miejsce innym gościom. Jeszcze fotka z tabliczką i idziemy w dół - czerwonym szlakiem.
Mors
Zejście w dwóch miejscach było bardzo strome. Wszyscy mamy raczki, więc spokojnie schodzimy. W drugą stronę idzie grupka turystów bez kolców. Część podejścia pokonują na czworakach...
Spotykamy też pana morsa - buty, stuptuty, getry do pół uda, czapka, rękawiczki i nic więcej. Kroci żeby zrobić zdjęcie, ale w końcu pan nie jest atrakcją turystyczną. Mors idzie z kolegą 'tekstylnym'. Rozsądnie, jak zmarznie, to kolega pomoże mu się ubrać. Szczerze - nie rozumiem tej mody...
Przecieranie szlaku
Schodzimy do wsi Glisne. Tu po kawałku szosą, zostawiamy szlak czerwony i skręcamy w pola na zielony. I tu niemiła niespodzianka. Jesteśmy pierwsi. Idziemy najpierw przez zawiane śniegiem pola, potem przez las. I na nas spoczywa trud przecierania szlaku. Śnieg nie jest bardzo głęboki - tak do połowy łydki. Ale wędrówka robi się męcząca.
Wędrówka w gęstym i mokrym śniegu zabiera mnóstwo energii. Postanawiamy skrócić planowaną trasę. Dojdziemy do drogi DK28 i ostatnie 3km przejdziemy szosą. Na szczęście jest chodnik. Wcześniej jednak, gdy szedłem na przedzie, trafiłem na rozległą błotną kałużę pod śniegiem. Chlup... chlup...
Ten śnieżno-błotny akcent na koniec psuje trochę wrażenie z całości. Ale tylko trochę! Piękny zimowy Luboń Wielki był zdecydowanie wart tego małego dyskomfortu. Polecam na zimowe wyprawy!