Gorce moje, o jak wspaniale się tu idzie,Zrozumie to tylko ten, który po COVIDzie, Pierwszy raz w góry jedzie. Dziś piękno Gorcowe Opisuję - znalazłem pole krokusowe
Gdyby Mickiewicz miał COVIDa i pojechał potem w Gorce, Pan Tadeusz mógłby zaczynać się jak wyżej. Może jednak nie będę rzucał wyzwania wieszczowi i dalszą część napiszę prozą a nie trzynasto-zgłoskowcem (policzcie!). Zapraszam na wędrówkę przez Krokusowe Gorce po COVIDzie (tzn. moim, nie Gorcowym :-) ). Jak było? Czytajcie dalej, ale jedno zdjęcie powie wszystko!
Plan
COVID zabrał mi 2 kwietniowe soboty. Lekko przeszedłem, ale trzeba było odbyć przymusowy 'areszt domowy'. Po zakończeniu izolacji odczekałem jeszcze 6 dni i pojechałem w góry. Chciałem sprawdzić czy z płucami wszystko w porządku. Nad celem nie zastanawiałem się długo - wybrałem moje ulubione Gorce. Wybór trasy też nie wymagał główkowania - lekka, łatwa i w zamyśle przyjemna trasa z Nowego Targu Oleksówek (parking Długa Polana) na Turbacz. Wejście szlakiem żółtym, powrót zielonym. Taka kolejność wynikała tylko i włącznie z tego, że w lutym wszedłem zielonym z Oleksówek i nie chciałem powtarzać trasy. Ale, jak się okazało, wybór takiej kolejności okazał się geniuszem planowania wycieczek.
Miałem nadzieję na krokusy
Drugi powód wyboru trasy to nadzieja na krokusy. Nadzieja poparta wiedzą o występowaniu tych pięknych kwiatów. Polecam blog "Góry dla Ciebie" - znajdziecie tam mapy występowania krokusów w Beskidach. Na mojej trasie jest aż sześć polan, gdzie krokusy występują.
I rzeczywiście, wkrótce po opuszczeniu Nowego Targu znaleźliśmy krokusy. Ale zmizerniałe, wyraźnie jest przekwitnięte. "Szkoda", pomyślałem - "To mają być moje krokusowe Gorce po COVIDzie?"
Z natury jestem optymistą i moje motto to "always look at bright side of life". Co w Gorcach nie jest trudne. Wystarczyło się odwrócić by zobaczyć Tatry.
Wiosna? Zima?
W Nowym Targu śniegu nie było. Wejście w las to wręcz bajkowy szlak - kolory typowe dla wiosny. Ale na wysokości ok. 1000m panuje ciągle zima. Zobaczcie dwa poniższe zdjęcia, zrobione w odstępie 40 minut.
Im wyżej, tym więcej śniegu. Pod Turbaczem było już zupełnie biało.
Znowu Turbacz
To mój czwarty w tym roku na Turbaczu. Był wypad 'last minute' na Turbacz i Stare Wierchy; wejście z Łopusznej w najzimniejszy weekend lutego oraz marcowa wędrówka z Lubomierza-Rzeki przez Kudłoń.
Schronisko nie skusiło nas do wejścia. Najpierw poszliśmy na nieodległy szczyt. Moja grupa chciała fotkę z obeliskiem. Pozowałem, ale mnie na Turbaczu przyciąga coś innego. Babia Góra. Była doskonale widoczna. Pogórze Orawsko-Jordanowskie było pozbawione śniegu. I takie też było wschodnie zbocze Babiej Góry. Ale jej szczyt był przykryty białą czapą. Babia Góra widziana z Turbacza wygląda jak ikoniczne obrazki z Fuji-san.
Po sesji zdjęciowej z Królową Beskidów, wróciliśmy do schroniska. Część z nas weszła do środka, ja natomiast z dwójką Włóczykijów wybraliśmy spożywanie własnych zapasów przed schroniskiem. Ławeczki były na wysokości pokrywy śnieżnej, ale taras był zalany słońcem. Bardzo przyjemnie było tam posiedzieć.
Krokusy
Do zejścia założyliśmy raczki. Tak, tak... W poście z 2go kwietnia (Wielka Racza) pisałem, że to ostatni raz w raczkach w tym sezonie... Na Turbaczu raczki nie były niezbędne, ale zdecydowanie ułatwiają zejście po śniegu.
W okolicach rozejścia szlaków do Nowego Targu (nasz zielony) i Łopusznej znajduje się rozległa hala Bukowina Waksmundzka. To jedna z polan gdzie rosną krokusy. Były w zdecydowanie lepszym stanie niż te spotkane wcześniej po drodze na Turbacz.
Zrobiliśmy tam dłuższy przystanek w całości poświęcony krokusom (właściwa nazwa botaniczna to Szafran Spiski). Krokusy rosły w rzadkich kępkach. Robienie zdjęć z bliska nie było trudne - nie było ryzyka zadeptania kwiatów. Na zdjęciu powyżej udało mi się uzyskać ciekawy efekt - krokusy na maksymalnym zbliżeniu, a w tle rozmyte drzewa i dalej - Tatry.
Prawdziwa niespodzianka czekała jednak dopiero na dole. Prawie przed miejscem gdzie zielony szlak dociera do drogi prowadzącej na parking, po przejściu przez mostek, po prawej stronie jest prywatna łąka. A na niej prawdziwe fioletowe morze krokusów.
Tutaj nie wchodziliśmy na łąkę w polowaniu na zbliżenia. Kwiatów było tak dużo, że trzeba zręczności baletnicy by ich nie niszczyć. Ograniczyłem się więc do fotki krokusów rosnących na skraju.
Takie krokusowe Gorce po COVIDzie wyzwoliły produkcję endorfin, czego efektem jest pierwsze zdjęcie w tym poście :-) Endorfin starczy na cały tydzień. A w weekend Klub Włóczykijów planuje dwie wędrówki w Beskidzie Wyspowym.