Nie róbcie tego sami. Silny północny wiatr i pełnia zimy na Babiej Górze w połowie kwietnia to nie spacer do parku. Przeczytajcie jak to jest, gdy szlaku nie ma, wokół biało a wiatr wbija w oczy szpilki śniegu i nie pozwala iść prosto przed siebie.
Plan
Jedziemy na Słowację i parkujemy pod Chatą Slana Voda. Parking poza sezonem darmowy. Idziemy czerwonym szlakiem na Małą Babią Górę, schodzimy na przełęcz Brona, wdrapujemy się na Diablak i schodzimy do Slanej Vody szlakiem żółtym.
Mała notka nazewnicza - wchodząc na Babią Górę od polskiej strony, jesteśmy w Beskidzie Żywieckim. Ale idziemy szlakiem słowackim, więc pasmo nazywa się "Oravské Beskydy". Topograficznie i geologicznie to jedno i to samo pasmo. Góry nie uznają granic państwowych. Warto wiedzieć, że od 2018r. funkcjonuje nazwa "Beskid Żywiecko-Orawski".
Mżysta Wiosna
Chata Slana Voda jest wysokości ok. 750m n.p.m. W połowie kwietnia śniegu ani śladu. Pogoda dla koneserów - pochmurnie, lekka mżawka. Skład grupy sprawdzony w różnych warunkach, więc nikt nie narzeka.
Z braku widoków robimy zdjęcia świeżej wiosennej zieleni. Napotykamy też tablicę edukacyjną, która informuje ile potrzeba na pełny rozkład różnych śmieci.
Początek szlaku prowadzi drogą asfaltową. Potem wchodzimy w las. Najpierw sporo błota, potem zaczyna się śnieg. Taki wiosenny, mokry. Raczki nie potrzebne. Ale stuptuty owszem - miejscami noga wpada głęboko w śnieg.
Mglista Zima
O tym, że widoków nie będzie, wiedzieliśmy. I nie przeszkadza nam to. Idziemy bo chcemy. Ja mam dodatkową motywację - byłem na Babiej Górze wielokrotnie, m.in.:
w czasie przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego (etap 17)
trzy wejścia jednego dnia, każde inaczej (1. Perć Akademików; 2. Z Małej Babiej Góry; 3. Z przeł. Krowiarki przez Perć Przyrodników)
Brakuje mi wejścia zimowego. Mamy co prawda połowę kwietnia, więc teoretycznie wiosna. Ale w praktyce pełnia zimy na Babiej Górze. Wiem czego się spodziewać, znam prognozę pogody.
Po wyjściu z regla górnego, mamy to co chcieliśmy - pełnia zimy na Babiej Górze. Póki co na Małej Babiej - ale to tylko przystawka przed Diablakiem.
Mała Babia Góra
Mamy jeszcze coś czego nie chcieliśmy, ale ja widziałem na co się piszemy. Przenikliwy północny wiatr. Pierwsze uderzenie dostajemy na Małej Babiej Górze i przy zejściu na przełęcz Brona. Prognozy pogody mówiły o wietrze do 30km/h i podmuchach ponad 40km/h. Ale to dotyczy miejscowości u podnóża. Babia Góra jest bardzo wybitna i prognozowane podmuchy dla dolina można spokojnie pomnożyć przez 2 na szczycie.
Na Małej Babiej Górze robimy szybką fotkę i idziemy dalej. Schodzimy na przełęcz Brona. To kontrolnie sprawdzam czy grupa nie straciła ochoty na dalszy marsz - stąd można się wycofać albo zejść do schroniska Markowe Szczawiny. Nikt nie myśli o odwrocie. Trochę za przełęczą, pod osłoną drzew robimy krótki postój. Zakładamy raczki, pijemy herbatę. Dlaczego za przełęczą, a nie na platformie gdzie mamy ławeczki? Bo Przełęcz Brona jest otwarta na północ. A wiatr wieje z północy. Mocno wieje.
Baty od wiatru
Od Przełęczy Brona po szczyt nikt nawet nie myśli o robieniu zdjęć. Tam gdzie są drzewa, jest jeszcze znośnie. Ale gdy wychodzimy w kosodrzewinę i wyżej, wiatr - tutaj wiejący z naszej lewej - odbiera ochotę na wyciąganie komórki. Odbiera ochotę na rozmowy. Po prostu idziemy przed siebie.
Po wyjściu z kosodrzewiny "idziemy przed siebie" nabiera nowego znaczenia. Przed siebie, czyli gdzie? Zdjęcie poniżej jest zrobione później, gdy schodziliśmy z Diablaka i mieliśmy wiatr w plecy. Ale dobrze oddaje to co widzieliśmy między końcem pasa kosodrzewiny a szczytem. NIC. Białe nic.
Na czerwonym szlaku z przełęczy Brona na Diablak, powyżej kosodrzewiny, są wbite 3-metrowe pale wyznaczające szlak. Ale pale są na tyle daleko od siebie, że przy widoczności 20-50m, będąc przy jednym słupie, nie widzimy kolejnego. Żeby nie skończyć chodząc w kółko wokół szczytu, trzeba dobrze znać topografię kopuły szczytowej (warto wcześniej przejść latem, albo iść z kimś kto dobrze zna Królową Beskidów), trzeba mieć dobre poczucie kierunku marszu i nie poddawać się wiatrowi, który najpierw spycha w nasze prawo, a potem wieje prosto w twarz.
Kluczem jest świadomość, że szlak prowadzi przez rumowisko skalne. Trzeba na nie trafić. Jeśli skręcimy za bardzo w lewo (co nam nie grozi, bo stamtąd wieje wiatr), możemy skończyć na północnym zboczu, które stromo opada - i to może się źle skończyć. Jeśli poddamy się wiatrowi i skręcimy w prawo, możemy obejść szczyt i błądzić po śnieżnym pustkowiu.
Pełnia zimy na Babiej Górze
Na forach internetowych można spotkać opinie, że Babia Góra to "kapryśnica", że jest nieprzyjazna, że jej główny szczyt, Diablak, ma nazwę adekwatną do jej charakteru. Muszę tu stanąć w obronie Królowej. To wiatr - tego dnia północny - wprosił się do sali tronowej, narozrabiał, pozasłaniał widoki. Królowa nas przyjęła serdecznie, pozwoliła odetchnąć od wiatru za kamiennym murkiem.
Długo u Królowej nie zabawimy. Zdobywamy się na odwagę zdjęcia rękawiczek do zrobienia fotek. Temperatura nie jest bardzo niska, pewnie tuż poniżej zera. Ale północny wicher i duża wilgotność znacznie obniżają temperaturę odczuwalną. Wcześniej, idąc na Małą Babią Górę w uporczywej mżawce, zabraliśmy trochę wilgoci na sobie. Teraz wiatr zamienia nasze ubrania i plecaki w skorupę lodu.
Schodzimy żółtym szlakiem do Slanej Vody. Idę pierwszy i mocno uważam by nie zejść ze szlaku. Z tej strony stok Diablaka jest łagodny, czasem ma się wrażenie, że zamiast w dół, idziemy po płaskim. Nie można więc spaść i zrobić sobie krzywdę. Ale bardzo łatwo można zabłądzić. Znaki szlakowe przysypane śniegiem (patrz niżej), a gdy docieramy do granicy regla górnego, na drzewach są ledwo widoczne.
Wracamy do Zamglonej Wiosny
Po drodze jest kilka wiat i tablic informacyjnych. Dobrze jest wiedzieć, że one tam są - w ten sposób kontrolujemy prawidłowe zejście. Wspomagam się też oczywiście sprawdzaniem pozycji GPS na mapie turystycznej. Dopiero jednak przy wieży widokowej spada mi stres związany z możliwością zabłądzenia w bieli. Stąd już jest prosto, szlak najpierw prowadzi płytkim jarem, potem schodzi w las i ścieżka jest już wyraźna.
Trochę poniżej ściągamy raczki, robi się cieplej, wiatru już nie czujemy. Wracamy w wiosenną aurę. Stopniowo znika śnieg, pojawia się błoto.
Po drodze mamy muzeum Pavla Orszagha "Hviezdoslava", uważanego za najważniejszego słowackiego poetę.
Na parkingu meldujemy się równo po 6 godzinach od wymarszu. Jak na panujące warunki, to niezły czas. Wszyscy zadowoleni. Przygodę pod tytułem "Pełnia zimy na Babiej Górze" warto przeżyć. Ale żeby przeżyć, trzeba być dobrze przygotowanym. Ubranie to oczywista oczywistość. Raczki - nie muszę chyba przypominać. Ale kluczem jest znajomość terenu i wiedza jak przebiega szlak.
Dlaczego napisałem w tytule, że to post dla "dorosłych Włóczykijów"? Taka wędrówka jak dzisiejsza (16.04.2022) wymaga dobrego przygotowania i doświadczenia.